wtorek, 23 grudnia 2014

One Christmas Shot + życzenia + niespodzianka

Cześć wszystkim,Pamiętacie mnie jeszcze? Tak, to ja, wredna małpa, która porzuciła bloga bez słowa..
Szkoda moich tłumaczeń, nie rzuciłam bloga, tylko całkiem nie miałam czasu..mam nadzieje, że wybaczycie, są święta..
No właśnie, są święta, i chciałabym Wam życzyć wszystkiego co najwspanialsze, spełnienia marzeń, samych cudownych chwil w gronie kochającej rodziny, wesołej, miłej, ciepłe atmosfery, samych pyszności, a przede wszystkim duużo, dużo miłości, o którą na prawdę ciężko, bynajmniej w moim przypadku. Niech te święta będą tak wspaniałe, jak każde inne, ale wyjątkowe jak żadne.
A teraz, w ramach minimalnych przeprosin, chcę dać Wam mały świąteczny rozdzialik ;)


5 tygodni, aż 5 tygodni.... Chłopak, którego kocham, musiał nagle wyjechać, bez słowa, dostałam tylko głupiego sms, że wszystko jest okej, żebym się nie martwiła, że przeprasza, że tak nagle wyjechał i że wróci najszybciej jak się da.Nie mogę tego zrozumieć, co mogło się stać, Myślałam, że ufamy sobie, że nie zachowujemy się jak za czasów liceum, kiedy to budowaliśmy naszą relację...ale może od początku. Jestem Patricia Williamson, i ta historia będzie o mnie..Siedziałam w naszym mieszkaniu, tak, naszym. Wraz z Eddiem po skończeniu liceum, i studiów, wynajęliśmy razem mieszkanie. Niezbyt małe, ale też nie za duże, w sam raz. Dobrze zarabiamy, więc nie łapaliśmy się pierwszej lepszej okazji, tylko długo szukaliśmy takiej oferty, która będzie Nam pasowała. Gdy ujrzeliśmy to mieszkanie, a raczej mini apartament, od razu poczuliśmy to coś. Nie wiadomo co, ale wiedzieliśmy, że to tutaj chcemy mieszkać, I tak się stało, Eddie dał mi wolną rękę, w sprawie urządzenia pomieszczeń, a efekt był piorunujący, Wszystko wydawało się piękne, kochaliśmy się, i nadal kochamy, bylo Nam cudownie, aż do pewnego popołudnia, kiedy to dostałam sms od mojego ukochanego, że musi wyjechać na kilka tygodni, że ma poważny problem, ale żebym się nie martwiła, bo wróci. Siedziałam wtedy w domu przez tydzień, płakałam, byłam zawiedziona, nie mogłam pojąć tego, że po tym wszystkim co razem przeszliśmy, po tylu latach spędzonych razem, on przez sms informuje mnie że coś się stało i wyjeżdża. Był to dla mnie bardzo duży ból, Ale teraz postanowiłam wyjść do ludzi, umówiłam się z Joy, tak z tą samą Joy z którą przyjaźniłam się w liceum. Ogólnie fatalnie się czułam, nie wiem czy przez ten mój dobrowolny areszt domowy nie nabawiłam się jakiejś grypy, bo było okropnie nie dobrze, ale mimo to ubrałam się i już miałam wychodzić, kiedy usłyszałam dzwięk telefonu, wiedziałam, że dzwoni Eddie, ale nie odebrałam. Dzwonił do mnie często odkąd tak pospiesznie wyjechał, ale ja odebrałam tylko raz i powiedziałam mu, że musimy porozmawiać jak wróci. Zabrałam telefon do torebki, wzięłam klucze i wyszłam.
Z Joy umówiłam się w kawiarni, kiedy dotarłam na miejsce, moja przyjaciółka już tam była. Usiadłyśmy pod oknem, Joy zamówiła kawę, a ja poczułam, że mam ogromną ochotę na szarlotkę, i to najlepiej z lodami, i postanowiłam swoją zachciankę zaspokoić. Zaczęłyśmy rozmawiać, Joy wiedziała o całej sytuacji, ale nie dawała mi obrażać Eddiego, wiedziała jak on mnie kocha, ja o tym też wiedziałam, mało tego, ja jego kocham tak samo. Rozmawiałyśmy długo, a kiedy zrobiło się ciemno stwierdziłyśmy, że idziemy na spacer. Poszłyśmy na rynek, było tam pełno ludzi, trwał Jarmark, no tak w końcu za niedługo Boże Narodzenie, na samą myśl, że nie wiem czy  Miller wróci na święta miałam ochotę do zabić, ale z drugiej strony było mi okropnie smutno, Na rynku było bardzo dużo stoisk z jedzeniem, i dziwnym trafem poczułam, że znów bym coś zjadła, Matko, ja z moim wilczym apetytem niedługo nie zmieszczę się w drzwi, ale cóż..Zamówiłam sobie kebaba, raz się żyje, Joy dziwnie na mnie patrzyła, ale ja nie zwracałam na to uwagi, po czym moja przyjaciółka stwierdziła, że dotrzyma mi towarzystwa i tez poszła po kebab. Włóczyłyśmy się długo, po czym odwiozłam Joy do domu, a sama pojechałam do siebie. Pierwsze co zrobiłam po powrocie to poszłam pod prysznic, włączyłam sobie cichuteńko radio, w którym leciała jakaś swiąteczna piosenka, nie pamiętałam tytułu, ale tekst znałam doskonale, i jak to zwykle ja, zaczęłam sobie pod prysznicem nucić:
Snow is fallin,all around me, children playing, having fun..it;s the season of love and understanding, merry christmas everyone..
Stwierdziłam, ze ubiorę choinkę, zawsze to robiłam z Millerem, ale niestety, nie było go ze mną.
Poszłam na strych w poszukiwaniu bombek, wyjęłam choinkę, sporo się z nią namęczyłam, bo była na prawdę duża, sztuczna, a wyglądała jak prawdziwa. Sięgała aż po sufit. Nie chciałam żywej choinki, gdyż nasz piesek jest mały, i zacząłby jeść igły. Kiedy uporałam się z wszystkimi potrzebnymi rzeczami, zaczęłam nakładać na drzewko światełka, później bombki, koraliki, kokardki, a na koncu przywieslilam gwiazdę na czubku. Przygasiłam światło, efekt był cudny. W tle leciały jakieś piosenki swiąteczne, a ja z moim pupilem siedzialam na fotelu i patrzylam za okno. Padła śnieg, czułam już święta, i czułam smutek, bo nie wiedziałam czy spędzę je sama. Była godzina 21:30. znowu źle się czułam, za dużo zjadłam, kręciło mi się w głowie, i było mi nie dobrze, no tak, to są konsekwencje mojego obżarstwa, nie muszę chyba dodawać, że godzinę spędziłam w łazience wymiotując. Wycieńczona poszła do kuchni napić się wody, no tak, szkoła mojej mamy, grunt to się nie odwodnić. Ale mi brakuje rodziców, tak długo już ich nie ma, mam tylko Eddiego, ale on też teraz jest, sama nie wiem gdzie. Zrezygnowana usiadłam w fotelu. Wsłuchałam się w muzykę, i nagle coś z mojego słuchania mnie wyrwało. Ktoś przekręcił zamek w drzwiach. Przestraszyłam się. Były dwie opcje, ale wrócił Eddie, albo złodzieje. Nie wiedziałam co robić, więc postanowiłam iść na żywioł. Wyszła z salonu i stanęłam w przedpokoju. Czekałam. Czekałam na to co zobaczę. Drzwi otworzyły się, i zobaczyłam w nich młodą dziewczynę, popatrzyła się na mnie, uśmiechnęła się, i powiedziała:
- Cześć, Ty zapewne jesteś Patricia, tak miło mi Cię w końcu poznać
- Yyy, cześć, tak to ja, a Ty jesteś?- stałam jak wryta, totalnie nie wiedziałam co powiedzieć.
- Jestem Juliet, widzę, że jesteś zszokowana, czyli, że Eduś nie powiedział Ci nic- powiedziała dziewczyna. Nie wierzyła w to co słyszę, Eduś. Nie powiedział nic. Kim ona była do cholery, i czemu mówi na mojego chłopaka Eduś. Już miała ją o to zapytać, kiedy do mieszkania wszedł młody chłopak, i zaczął:
- Jul, przedstawiłaś się? - spoglądał na dziewczynę, a następnie popatrzył na mnie- Hej, jestem Kevin, jestem bratem Eddiego, a to moja dziewczyna, jesteś Patricia, prawda? Widziałem Twoje zdjęcie u Eddiego, ma chłopak gust, miło mi Cię poznać.- powiedział, a ja staałam coraz bardziej zszokowana, i w końcu w drzwiach ujrzałam kogoś kogo znam. To był Eddie, mój Eddie. Zwrócił się, do Kevina i Juliet żeby poszli do auta po bagaże, a kiedy oni wyszli zamknął drzwi i popatrzył na mnie. Wymiękłam. Tak strasznie go kocham, patrzyłam w te jego cudowne niebieskie oczy, te blond poczochrane włosy, a on patrzył na mnie.
- Kochanie, przepraszam, że tak nagle wyjechałem, ale sam do końca nie wiedziałem co się dzieje, zadzwonila moja mama, że musi wyjechać, i że muszę natychmiast przyjechać do niej, powiedziala mi, że ta sprawa odmieni moje życie, ale żebym Ciebie w to nie mieszał, bo będzie to duży szok, wiem, postąpiłem jak idiota, ale nie ma teraz rzeczy, której bym nie zrobił, żebyś tylko mi wybaczyła- Eddie przybliżył się do mnie, objął mnie w pasie jedną ręką, a drugą wyciągnął zza siebie ogromny bukiet róż. Biłam się z myślami, czy wybaczyć czy nie. Postanowiłam, że wybaczę mu, za bardzo go kochałam, żeby go ranić, pokazał mi, po raz kolejny, że bardzo mu zależy, ale musimy i tak porozmawiać poważnie.
- Cieszę się, że już wróciłeś, ale rozmowa Nas nie ominie- powiedziałam, po czym uśmiechnęłam się do niego. Zobaczyłam ten jego błysk w oczach. Pocałowałam go, ale nie długo było Nam się cieszyć tą chwilą, bo do domu ponownie wrócili Jul i Kevin, z bagażami. Eddie zabrał od nich kurtki, a ja poszłam zaprowadzić ich do pokoju, tam usiedli, a ja wróciłam do mojego Millera. Wzięłam go za rękę, i poszliśmy do kuchni.
- No to Miller, chyba należaloby mi się jakieś wyjaśnienie - powiedziałam do chłopaka, ale on nie reagował. Obrócony był do mnie plecami i patrzył na choinkę. Podeszłam do niego, oparłam głowę o jego kark i powiedziałam:
- Podoba Ci się, prawda?
- Jest piękna, jak ten dom, i Ty - odpowiedział - myślę, że mam Ci bardzo dużo do powiedzenia, ale zaczekaj chwilę, niech tylko zaprowadzę młodego z dziewczyną na górę, niech się rozpakują, wykąpią, podróż była męcząca.
- To ja zrobię kolacje, zawołam jak będzie gotowa, a teraz masz - dałam mu kubki, i sok- daj im, trochę witamin sie przyda.
Zrobiłam kanapki, jakieś tosty na szybko, ciepłą herbatę, młodzi jak zjedli od razu się zmyli, pewnie czuli, że musimy pogadać. A my usiedliśmy w salonie na kanapie, i Eddie zaczął mi wyjaśniać
- Moja matka poznała jakiegoś faceta, i ma zamiar wyjechać. A Kevin zaczął się buntować, uciekł z domu, i trafił do Izby dziecka. Mojej matki nie chcieli słuchać, i wypuścić go, ojciec jak zwykle sprawę olał, więc zadzwoniła do mnie, wstyd jej było cholernie, dlatego błagała żeby nie mówić nic Tobie, ja z początku nie chciałem się zgodzić, ale Kevin do mnie zadzwonił, i błagał, żebym go wyciągnął z tej dziury, więc wsiadłem w pierwszy lepszy pociąg, i pojechałem. Miałem wrócić zaraz, więc nie dzwoniłem ani nie pisałem, ale kiedy dotarłem na miejsce, zabrałem Kevina i pojechaliśmy do matki, on zaczął świrować, nie chciał z nią jechać. Nie chciał zostawiać Juliet samej, on ją kocha. A ona kiedy się dowiedziała, że on być może wyjedzie, nałykała się jakichś proszków, i trafiła do szpitala. Matka się zabrała i pojechała, a ja musiałem zostać. Wspólnie z Kevinem doszliśmy do wniosku, że on i Juliec przyjadą do Nas na święta, a co będzie z nimi później się zobaczy. Wiem, że zostałem opiekunem Kevina, i w pewnym sensie Juliet, bo jej rodzice zginęli bardzo dawno, a opiekowala się nią babcia, która niedawno trafiła do hospicjum.
Patrzyłam na niego, z współczuciem. Cała moja złość którą jeszcze rano żywiłam, odparowała. Nie zastanawiając się wiele, przytuliłam go. Czułam, że tego Nam było trzeba obojgu. Ale był jeszcze jeden mały problemik:
- Tylko kochanie, mamy mały problemik- powiedzialam
- Jaki? - wystraszył się Eddie- Chcesz mnie rzucić, poznałaś kogos, nie chcesz miec mojej rodziny na glowie?
- Jesteś idiotą- powiedziałam, i trzepnęłam chłopaka w głowę- nic z tych rzeczy, kocham Cię debilu, i nawet o takich rzeczach nie myśl
- Więc o co chodzi?- spytał zdziwiony
- Oni mają spać razem? - powiedziała
- Aaaaaa- uśmiechnął się Eddie
- Nie, nie, nie, nie o to mi chodzi, w pokojach na górze jest tylko jedna mała kanapa, nawet jeśli chcieliby spać razem, to będzie im totalnie niewygodnie. Nie będę bawiła się w ciotkę przyzwoitkę, mają już ponad 18 lat, więc niech robią co chcą, ale musimy pojechać jutro na zakupy, i kupić im łóżko. - powiedziałam
- A wiesz co, niech śpią dzisiaj u Nas w sypialni, a my spędzimy sobie miły wieczór tutaj, w salonie, mamy sofę rozkładaną, i z tego co pamiętam, to za mała ona nie jest. - uśmiechnął się zalotnie chłopak
- Kochanie, czy Ty coś proponujesz? - popatrzyłam na niego ze udawanym zdziwnieniem
- Musimy się nacieszyć sobą, długo się nie widzieliśmy- powiedział i mnie pocałował.
- Dobra, dobra, ale najpierw to muszę iśc im powiedzieć, żeby poszli do Naszej sypialni.- powiedziałam i wstałam. Jak już załatwiłam co miałam załatwić, to coś mnie tknęło, i poszła jeszcze do łazienki. Od tych moich problemów z żołądkiem, chodziła mi po głowie jedna myśl, mianowicie ciążą, Tak dla pewności, postanowiłam zrobić test, i wyszedł pozytywnie. Popłakałam się, ale ze szczęścia. Test schowałam, a sama udałam się do salonu, tam już czekał mój chłopak, sofa była już rozłożona, pościel przygotowana, a Eddie siedział, i otwierał wino. Postanowiłam nie zwlekać, i od razu mu powiedziałam, że nie chcę pić, miałam ochotę, ale nie mogłam. On popatrzył na mnie pytająco.
- Co Ty znowu wymyśliłaś?
- Ja ? Nic. Razem wymyśliliśmy. - powiedziałam uśmiechając się.
- Ja też? Niby co?- nie wiedział nadal co mu próbuję przekazać
- Coś, przez co dłuugo nie będę mogła się upić- powiedziałam, i uśmiechnęłam się do niego. Był w lekkim szoku, ale chyba docierało to do niego
- Tak?- zapytał
- Tak, tak, tak, tak, tak ! - prawie, że krzyknęłam
Podszedł do mnie, podniósł mnie do góry, i zaczął się kręcić. Tak bardzo się cieszyliśmy. Położyliśmy się na łóżko, cały czas przytuleni, zaczęliśmy się całować, ale Eddie w pewnym momencie przestał
- No to musimy teraz popracować, żebyśmy mieli pięknego dzidziusia- Powiedział, i w jednym momencie leżał na mnie. Ta noc zleciała Nam bardzo szybko, rano obudziliśmy się, ale wiedzieliśmy, że ta cudowna wiadomość nie była snem, a prawdą. Przed nami zapowiada się sielankowe życie, i jeszcze nie raz o tym usłyszycie...a raczej przeczytacie, bo chciałam tylko Wam powiedzieć, kochani czytelnicy, że mam zamiar wrócić, albo inaczej, chcę wznowić pisanie opowiadań. <3

P.s. poleccie w komentarzach jakies blogi o peddie ktore sa pisane aktualnie ;)

Jeszcze raz, wesołych świąt
~Amanda