Część 8
„ Zbuntowana Patricia”
Obudziłam się na kanapie w
domu And’a . Swoją droga co za rodzice zostawiają go samego w domu na bóg wie
ile, a potem go biją.
- Cześć Gaduło- przywitał
mnie Eddie
- Cześć… o czymś powinnam
wiedzieć
- Nie…- zaczął udawać, że
nie wie o co pytam
- Co ja tu robię?
- Twoi rodzice, myślą, że
śpisz u Nicol, a tak serio to śpisz tutaj
- Co ty tu robisz?- grałam
z nim w 100 pytań
- Pilnuje cię
- Po co?
- Bo ty Gaduło jesteś nie
obliczalna
- Dobra, a tak na poważnie,
co się wczoraj stało ?
-Nic, Tańczyłaś
- Ja nie tańczę-
zaprotestowałam
- Ze mną tańczyłaś, byłaś
taka dziewczęca, słodka ii… zalana – Byłam zła na siebie miałam go unikać, a
nie z nim TAŃCZYĆ. Chciałam usiąść, ale jakieś kable mi przeszkodziły, trochę
mi zajęło, zanim zrozumiałam, że to nie były żadne kable tylko rurki od
kroplówki. Przestraszyłam się!
- Co się stało!?
- Zemdlałaś, zawiozłem cię
do szpitala i tam ci to przyczepili. Gaduło wzięłaś o jedna tabletkę za dużo.-
Teraz to dopiero byłam zła na siebie. Miałabym nigdy nie doprowadzić się do
takiego stanu, miał się kontrolować, było mi wstyd, wyszłam na zbuntowaną
ćpunkę.
- Moi rodzice wiedzą?
- Nie- Eddie odpowiadał
cierpliwie na moje pytania
- Przepraszam-
powiedziałam cicho nie wiedząc kogo przepraszam chyba sama siebie, było mi
okropnie wstyd. Znów popełniłam kolejny błąd życiowy. Eddie siedzący do tej
pory odwrócony do mnie tyłem teraz wziął moja twarz w ręce i spojrzał głęboko
- Nigdy, rozumiesz, Nigdy
więcej nie bierz tego gówna! Przyrzeknij mi to !!
- Przyrzekam !
- Nie wierzę ci
- Naprawdę nigdy więcej,
przyrzekam, a moje słowo jest cenniejsze niż fosa- Przytulił mnie.
Przez kolejne miesiące
pomagał mi w pokonaniu głodu, zrozumiałam, że narkotyki nic nie pomogą, miałam
nadzieje, a wręcz byłam pewną, że w Domu Anubisa wszystko się zmieni, że będę
szczęśliwa. Andres nigdy więcej nie namawiał mnie na narkotyki, gdy zrozumiał,
że mógł mnie zabić, a nie pomóc to pojechał do specjalnej kliniki.
Miesiące mijały jak
szalone, mimo, że broniła się jak mogłam to i tak zbliżyliśmy się z Eddie.
Polubiłam go wręcz pokochałam, ale na pewno z nim nie będę, z nikim nigdy nie
będę, to jest tak samo pewne jak to, że nigdy więcej nie wezmę narkotyków,
mimo, że czułam się po nich wspaniale, to jednak wolę żyć, nie będę ryzykować.
Nadszedł wrzesień i
pierwszy dzień w nowej szkole. Akademik nie wyglądał najgorzej, ale jakieś
rewelacji nie było. Szybko poznałam swoich współlokatorów. Najbardziej
polubiłam Joy i Trudy. Trudy to nasza opiekunka, sprzątaczka, kucharka jest
każdym w tym Domu.
K.T po zerwaniu z Eddiem
była na mnie strasznie wściekła i się do mnie nie odzywała, nie wiem w sumie
dlaczego, ale mam to gdzieś niech się obraża.
Mieszkałam w pokoju z Joy,
Nina z Amber, Alfie z Jerome, Eddie z Fabianem, Mara z K.T, a willow sama. Nina
i Fabian są razem podobnie jak Jerome i mara.
Joy wyszła do szkoły, a ja
w spokoju sama rozpakowywałam się
- Część Gaduło-
przewróciłam oczami i powiedziałam
- Cześć skunksie- Eddie
zauważył na moim łóżku pierścień, który znaleźliśmy w ognisku
- Po co ty tu to
przywlekłaś?- rzucił się na niego i zaczął mi nim machać przed twarzą
- Uspokój się, wolałbyś,
żeby moi rodźcie go znaleźli, tak to mam go przy sobie i wiem, że jest
bezpieczny- Chciałam żeby przestał mi nim machać przed oczami więc wyciągnęłam
rękę w stronę zabawki. Eddie odskoczył jak poparzony, zachowywał się dziwnie
- Nie pamiętasz co się
stało gdy go oboje dotykamy!!- wyjawił mi powód swojego zachowania. Siedziałam
na łóżku i ze zdziwieniem na niego patrzyłam.- Nikt o tym ma nie wiedzieć
zrozumiałaś !
- Nie będziesz mi
rozkazywał!- wkurzyłam się i stanęłam naprzeciwko niego
- Bo co?!- zaczął się wywyższać,
wkurzył się tym, że wzięłam ten pierścionek ze sobą.
- Dawaj go! –Zażądałam on
posłusznie rzucił mi go w moją stronę. Nie chciał ryzykować, że znowu kogoś
ogłuszymy. – Dziękuje, do widzenia- Otworzyłam mu drzwi, on trochę zdziwiony
wykonał moje polecenie. Byłam wściekła. Mi się nie rozkazuje i na mnie się
głosu nie podnosi.
W jadalni każdy był zajęty
sobą.
Fabian i Nina ćwierkali na
kanapie, Jerome i Alfie knuli coś na uboczu, Amber i Willow rozmawiały zapewne
o ciuchach, a pozostali łącznie ze mną oglądali plan Mary dotyczący zarobienia
na wycieczkę integracyjną.
- Wycieczkę, to jest
żałosne – skomentowałam i usiadłam przy stole próbując w spokoju skonsumować
śniadanie.
- żałosne jest to jaka ty
jesteś aspołeczna- Powiedział Eddie siadając obok mnie
- Pytałam Victora nie ma
nic przeciwko, tylko pieniądze sami sobie załatwiamy- Wtrąciła się Mara
- Żałosny to ty jesteś –
powiedziałam do Eddiego
- Patricia ma racje, gdzie
lepiej się poznamy niż w DA- Broniła mnie Joy
- Haa!- krzyknęłam Eddiemu
w twarz, on to zignorował i zaczął smarować kanapkę dżemem
-Ale dzień wolny od szkoły
dobrze nam zrobi- Skomentował Alfie
- Haa!- Krzyknął Eddie,
wskazując na mnie łyżeczka po dżemie, z której pod wpływem siły w jaką
wprowadził ją chłopak wyleciał dżem, prosto na moją twarz. Publika zamilkła.
Uderzył rękami o stół wyrażając swoją dezaprobatę, a winowajca wydusił z siebie
żałosne „ oo”
Wkurzyłam się, chwyciłam
dzban z mlekiem i wylałam na niego mówiąc słodkie „ uups”
Publika zaczęła się śmiać,
a Trudy złapała się za głowę. Wkurzona poszłam do swojego pokoju się przebrać
ignorując wszystkich.
Cdn.!!
Przepraszam za tą nie
zapowiedzianą przerwę. Miałam mały kryzys w głowie, który nawiasem mówiąc
jeszcze nie rozwiązałam. Jednak miłość do pisania pokona każdego doła
Zapraszam do czytania,
komentowania i polecania naszego bloga.
Pozdro :D
Pozdro :D
super
OdpowiedzUsuńHeja mogłabym się jakoś z wami skontaktować??? Rozdziałek supcio!!
OdpowiedzUsuńŚWIETNEE <3
OdpowiedzUsuńjeju, to jest cudowne. Kiedy next ? <333
OdpowiedzUsuń