Część 5
„ Zbuntowana Patricia”
W szkole poszłam prosto na
stołówkę, wzięłam wielki kubeł chłodnej herbaty ( bo tylko taką dają nam w
szkole) i szłam z nim przez połowę szkoły, nie myśląc o tym co sobie inni
pomyślą. Szłam szybko, pewnie, miałam wyznaczony cel, byłam śmiertelnie poważna
i wkurzona.
Wreszcie znalazłam swój
cel. Nie przejmowałam się tym, że śmiał się oparty o ścianę pośród dwa razy
silniejszych ode mnie kumpli. Nie wiedział co go czeka, nie spodziewał się tego
po mnie, ale ostrzegałam go, że ze mną się nie zaczyna.
Wylałam cały kubeł na
Andresa, wszyscy wokół chcąc być susi uciekli.
Stałam naprzeciwko niego i
patrzyłam na jego mokry i zdziwiony ryj.
- Co ty… jak…- nie
wiedział co powiedzieć… biedaczek
- Jak mówię nie to znaczy
NIE !!- szybko skojarzył o co chodzi
- A co nie podobało ci
się?- może i mi się podobała taka przerwa od problemów, taka ulga, ale nie
zmierzałam mu o tym mówić
- Jak odwiozłeś mnie do
domu, żeby moi rodzice tego nie zauważyli?- ochłonełam
- Szukałem cię żeby cię
odwieść, ale ciebie już nie było-
- Szukałem…! Jesteś
żałosny – Byłam na niego wściekła, kto by nie był, przecież to na pewno
podchodzi pod paragraf. On mnie nafaszerował jakimś narkotykiem nawet nie wiem
jakim. Przecież to mogła być tabletka gwałtu. Miałam ochotę go zabić,
powiedziałam „Nie”, a on mi dosypał do soku jakieś gówna, bez mojej wiedzy i
pomimo odmowy. Nie rozumiałam jaki miał
w tym cel. Na pewno chce mnie wykorzystać tylko jeszcze nie wiem w jaki sposób,
bo przecież jakby chciał mi pomóc tak jak mówił to by mnie nie truł bez mojej
zgody.
- Patricia williamson do
dyrektora!! – Pięknie pomyślałam, i znów będę tą zbuntowaną, która jak mówi
szkolny pedagog nie może sobie poradzić ze wszystkim co jest nowe, a to, że
podał mi narkotyki ujdzie mu na sucho.
Podczas pobytu na dywaniku
dyrektora zamiast słuchać co „ciekawego” ma mi do powiedzenia zastanawiałam się
, jak wróciłam do domu. Czy to możliwe, że sama po narkotykach dałam rade
wrócić do domu niezauważona? Szczerze wątpiłam, dlatego gdy tylko wyszłam z
gabinetu, zaczęłam pytać ludzi z kim wyszłam z imprezy. Podobno z jakimś
chłopakiem, który przejeżdżał obok, nikt go nie zna, nikt o nim nic nie wie.
Byłam przerażona i za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć kto to był.
Nie chciałam siedzieć w
domu, a jako, że kochani rodzice nie chcą mnie nigdzie wypuszczać to znów
uciekłam mając nadzieje, że znów mi się uda. Poszłam w tamto miejsce gdzie było
ognisko. Nie wiem po co. Ciągnęło mnie tam coś
Gdy dotarłam na miejsce
byłam przerażona.
To było zupełnie inne
miejsce niż te, które zapamiętałam z wczoraj. Ognisko wypalone, wokół niego
pełno śmieci, jakieś swetry leżące na ławkach, powyłamywane gałęzie drzew, na
ziemi napisane keczupem „BUUUM”, kiełbasy pozawieszane na gałęziach, które
przeżyły. Jeden wielki syf, ja nie wiem kto to będzie sprzątał. Stałam nad tym
nieszczęsnym napisem i zastanawiałam się gdzie tu szukać jakichkolwiek
wskazówek dotyczących chłopaka, który mnie odprowadził. Nagle ktoś do ucha
krzyknął mi „ BUM”. Przestraszyłam się, pierwsza myśl: chłopak, którego szukam,
ale to tylko był Andres
- Jaram sam, poza tym ktoś
tu musi posprzątać.
- To twoja działka?
- tsaa… ty też widzisz
kiełbasy na drzewie?
- Nie wiesz kto mnie
wczoraj odprowadził?
- prze ciule jak oni je
tam powbijali?
- Słuchasz mnie!!!
- Kurczę niunia po co ci
to wiedzieć, żyjesz, starzy nic nie wiedzą, więc się ciesz
- nie mów do mnie
niunia!!- w sumie sama nie wiedziałam po co mi ta wiedza, tak bardzo chce
poznać tego chłopaka, ale po co, jakaś nie widzialna siła przyciąga mnie do
niego, mimo, że go nie znam.
- Pomożesz mi posprzątać?
- Chyba ci się coś
przyśniło! Nie dość, że podałeś mi narkotyki bez mojej wiedzy to jeszcze
dostałam za ciebie opieprz od dyra, ciesz się, że cię na policje nie podałam
- ej kurde, nie ja kazałem
ci mnie oblewać- zagotowała się we mnie co za cham! Miałam ochotę go walną i
już szłam w jego kierunku, kiedy usłyszałam męski głos. Był to chłopak z moim
snów( to nie jest przenośnia, kilka razy mi się śnił). Wysoki, umięśniony,
ładnie ubrany i w dodatku taki śliczny. Zaniemówiłam na jego widok, przeszła mi
cała złość.
-Co tam ?- powiedział
- luz, przyszedłeś pomóc
mi posprzątać, bo ona nie jest chętna
- Chyba cię pogrzało!...
- Kochanie…- powiedziała Czarna
dziewczyna z kręconymi włosami do tego przystojniaka. Byłam zawiedziona tym, że
ma dziewczynę, chociaż się nie dziwie taki przystojniak
- To może ty mi pomożesz?-
Zapytał ją Andres
- Tsaaa od czego mam
zacząć od szorowania mopem ziemi czy ściągania kiełbasy z drzewa- powiedziała
sarkastycznie chyba dla żartu
- To po co tu
przyleźliście?- Wkurzył się Andres
- Po prezerwatywy, po
takiej imprezie jest ich mnóstwo haha- to chyba też miał być żart
-Cicho bądź!- powiedział
do niej jej chłopak i popatrzy na mnie. Było mi trochę głupio, stałam i nawet
nie drgnęłam. Uśmiechną się do mnie tak, że sparaliżowało mnie i nie mogłam
nawet odwzajemnić uśmiechu. Podszedł do mnie i podał mi rękę przedstawiając
się:
- Jestem Eddie Miller
- Patricia Williamson-
ochłonęłam i najładniej jak potrafiłam uśmiechnęłam się. Wpatrywaliśmy się w
siebie przez dłuższą chwilę do momentu, w którym blondynka zakaszlała.
- To jest moja dziewczyna
z kiepskim poczuciem humoru i…- zaczął Eddie
- Po prostu K.T-
uśmiechnęła się przyjacielsko.
- Zostawiłem tu wczoraj
kurtkę, widzieliście ją?- Zapytał Eddie
- Tam poszukaj- Andres
wskazał na ławki. Skojarzyłam kilka faktów.
Skoro ten chłopak tu wczoraj był, a nie chodzi
do naszej szkoły to znaczy, że to on mnie odprowadził do domu. Byłam ciekawa
jak ukrył moją ucieczkę przed rodzicami więc wykorzystałam moment gdy był sam i
podeszłam do niego.
- hej… nie wiem jak
zacząć, trochę trudno mi o tym mówić trochę się wstydzę tego, ale jestem bardzo
ciekawa…- zaczęłam onieśmielona jego urodą
- hahah zawsze tyle mówisz
?- cały czar prysną
- Chciałam się zapytać czy
to ty mnie wczoraj odprowadziłeś do domu ?
- Tak gaduło- uśmiechnął
się
- Dziękuje, dzięki tobie
nie mam syfu w domu i TYLKO dlatego zapomnę o tej „ gadule”- uśmiechnęłam się
sztywno
- Spoko, tylko wiesz dragi
to nic fajnego- powiedział poważnie
- To Andres…- zastanowiłam
się chwilę… kto to mi uwierzy, że zostałam otruta? – Już nic...- wycedziłam
przez zęby, mając nadzieje, że Andresowi stanie się jakaś krzywda w najbliższym
czasie. Popatrzyłam w wypalone ognisko, które wczoraj tak mnie fascynowało.
Zobaczyłam jakiś blask. Z popiołów wyciągnęłam, złoty pierścień z czerwonym
diamentem w kształcie oka.
CDN!!
suuper ;**
OdpowiedzUsuńGenialne! Pisz szybko następny ;)
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial szybko dodawaj nastepny.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńsuper /Gaduła
OdpowiedzUsuń